300 rekonstruktorów w umundurowaniu i uzbrojeniu z epoki oraz 30 pojazdów - to D-Day Hel 2011. Inscenizacja lądowania wojska alianckich na plażach Normandii 6.6.1944 roku już na stałe wpisała się w cykl letnich impreza w Helu. W tym roku również było widowiskowo i wybuchowo. Dodatkową atrakcją imprezy był udział w inscenizacji niemieckiego niszczyciela czołgów Mardera II. Obok tradycyjnie przyjeżdżającego już do Helu Shermana, stanowił on nie lada gratkę dla miłośników militariów.
Fragmenty inscenizacji lądowania w Normandii.
Bitwa w lesie.
Parada rekonstruktorów ulicami Helu.
7. impreza przebiegła jednak w atmosferze oskarżeń o propagowanie treści nazistowskich publicznie. Pojawiają się pytania, jak zatem przeprowadzić realistyczną rekonstrukcję bez używania hitlerowskich symboli i, gdzie jest granica dbania o realia historyczne (których przecież zmienić się nie da, czy też wybielić, a tym bardziej nie wolno ich wypaczać), a promowanie idei? Nikt przecież z miłośników historii nie paraduje w mundurach, by propagować zbrodniczy system sprzed pół wieku. Z drugiej strony trzeba też rozumieć, że co starsi mieszkańcy Helu i goście inscenizacji mogą źle kojarzyć nazistowskie mundury.
Po tegorocznej imprezie pojawił się jeszcze jeden głos w dyskusji o helskiej inscenizacji, warty rozpatrzenia. Otóż pojawił się pomysł przeprowadzenia inscenizacji bohaterskiej, ale krwawej obrony półwyspu z 1939 roku. Zamiast promowania "obcych" wojsk, mogliby wykazać się rodzimi rekonstruktorzy. Na dodatek w czekających na zagospodarowanie fortyfikacjach Rejonu Umocnionego Hel. Tylko czy to nie znowu uderzanie w martyrologiczne tony?
W każdym razie burmistrz Mirosław Wądołowski jest za, jak powiedział w jednym z artykułów "ponormandzkich"
- Warto byłoby się pokusić o "polską" inscenizację - przyznał w Dzienniku Bałtycki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dzięki za komentarz. Zatwierdzę za kilka chwil